A struggle for a simpler life captured with a camera

wtorek, 28 stycznia 2014

, ,

Poranne kluski

Niedaleko mojego domu rodzinnego, na trasie spacerowej koło Smutnej Góry nad Zalew, rosną krzaki ostrężyn (albo jeżyn, jak kto woli). Latem zrywa się ich owoce na potęgę, żeby napchać brzuchy, póki miejsca starczy, a z tego, co zostaje, gotuje się sok. Potem, kiedy w ogrodzie pojawiają się wiśnie (a przed powodzią mieliśmy najkwaśniejszą wiśnię na świecie), zrywa się ciemne i błyszczące owoce, żeby – znów – wygotować z nich sok. Tego soku używa się potem do klusek kładzionych.

Kluski kładzione to trochę taka bieda-potrawa. Moja babcia robiła je z mlekiem albo sokiem, z mąki, mleka i soli. Moja mama zaczęła używać płatków owsianych i podawać do klusek bitą śmietanę w salaterce – w takiej właśnie formie najlepiej zapamiętałam tę potrawę.

Na początek trzeba wstawić na gaz kilka litrów lekko osolonej wody, niech się gotują. Na jednego człowieka bierze się ok. 100 ml płatków (ja używam górskich owsianych) ze szczyptą soli, zalewa się dwa razy taką ilością gorącej wody (można użyć mleka, ale ja jestem bezlaktozowa) i czeka, aż płatki wchłoną najwięcej, jak się da. Potem dodaje się jajko i tyle mąki, ile trzeba, żeby powstało eleganckie, gęste ciasto.

Kiedy ciasto jest gotowe a woda w garnku wrze, bierzemy zwykłą łyżkę kuchenną i wkładamy na chwilę do wody, żeby zrobiła się gorąca. Potem nakładamy nią kluski, za każdym razem chwilę obgotowując łyżkę w wodzie, co zapobiega przyklejaniu się klusek. Kiedy kluchy wypłyną na powierzchnię wody, trzeba je wyciągnąć i odsączyć chwilę na sitku, a potem przełożyć do talerza i zalać sokiem.

Oczywiście teraz, zimą, kiedy mam największą ochotę na takie kluski, jeżyn ani wiśni nie uświadczysz. Używam więc porządnych, naturalnych soków z porzeczek, borówek i różnych owoców leśnych (jak np. ten). Jabłko czy pomarańcza to zupełnie inna bajka.

1 komentarz:

  1. Coś mnie tknęło, by kupić płatki owsiane! Gdyby nie to, przeżywałabym katusze. Zaraz popędzę zrobić kluski -- mam nadzieję, że zostało trochę babcinego soku śliwkowego...

    PS. Te zdjęcia! Mniam!

    OdpowiedzUsuń

Search This Blog