A struggle for a simpler life captured with a camera

poniedziałek, 6 lipca 2015

, , ,

Watching grass grow

Kiedy prawie trzy lata temu szukaliśmy z Arturem mieszkania, miałam obsesję na punkcie Podgórza i koniecznie chciałam tam mieszkać. Artur wolał Dębniki. Trochę marudząc, zgodziłam się obejrzeć jedno z mieszkań w tej okolicy. Umówiliśmy się na spotkanie, weszliśmy do środka i zobaczyłam francuskie drzwi wychodzące na balkon. Wiedziałam, że nie trzeba szukać dalej.


Balkon okazał się bardzo istotny w moim życiu, choć wtedy jeszcze tego nie wiedziałam. Wprowadziliśmy się w środku zimy, miałam anginę, ogrzewanie nie chciało zacząć działać i myślałam jedynie o tym, jak strasznie nieszczelne są te francuskie drzwi.

Kiedy zaczęłam wychodzić z choroby, potrzebowałam chwycić się jakiegoś zajęcia, które spełniałoby trzy warunki:

  1. czynność ta nie mogła wiązać się bezpośrednio z rzeczami, które postrzegałam w kategorii pracy (nic związanego ze studiami ani wykonywanym przeze mnie zawodem),
  2. konieczny był element nieprzewidywalności, który pozwoliłby mi wyzwolić się od potrzeby kontrolowania wszystkiego,
  3. chciałam robić coś sama, bez konieczności rywalizacji i porównywania się z innymi.

I tak zaczęłam grzebać w ziemi, czyli zajmować się ogrodnictwem balkonowym. Sama możliwość kontaktu z materią, która – choć żywa – w żaden sposób nie ocenia, nie stawia żadnych wymagań, okazał się dla mnie głęboko terapeutyczny. Sianie i sadzenie, ich cykliczność, powolne wschodzenie roślin – to wszystko stanowiło (i nadal stanowi!) tak upragnioną ucieczkę od szalonego tempa i chaosu codziennego życia. Teraz żadna porażka nie wydaje mi się ostateczna. Jeśli coś nie wyjdzie w tym roku, uda się w następnym. A wszystko, co uda się wyhodować, traktuję jako bonus, jako dodatkowy prezent.

Zaakceptowałam to powolne tempo, ale nie przestałam go zauważać. To kolejna zaleta fotografii analogowej. Wywołałam teraz zdjęcia z kwietnia i widzę, że aksamitki, które już od kilku tygodni są w rozkwicie, były kiedyś ledwo co kiełkującymi nasionami. Staram się nie zapominać o tej magii. Zanim spałaszuję sałatkę z botwinki, lubię sobie popatrzeć na nasiono, z którego wyrasta burak. Aż trudno uwierzyć.

2 komentarze:

  1. Ja w ziemi grzebać się nie lubię i zawsze z podziwem patrzę na moją mamę, która rok, w rok bawi się w balkonowe ogrodnictwo. Choć przyznaję, że miło usiąść na tak ukwieconym balkonie i wypić kawę wśród zieleni :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, grzebanie w ziemi nie jest dla każdego. Znam ludzi, którzy spokój odnajdują pływając łódką po mazurskich jeziorach i mierzą czas kolejnymi wypadami. Inni wolą na przykład szydełkować. A na ukwieconym balkonie usiąść może każdy – bardzo wiele firm oferuje obsadzanie skrzynek balkonowych. Przyjeżdżają, mierzą, sprawdzają, skąd pada światło i przywożą wypakowane odpowiednimi kwiatami donice. Tylko kawę trzeba zrobić samemu :)

      Usuń

Search This Blog