Prześladują mnie ostatnio portrety Szczepana Twardocha. Nie czytałam żadnego jego tekstu, choć wielu moich znajomych ceni ostatnią jego powieść,
Morfinę. Ba, miałam trudności z tym, żeby skupić się na czytaniu
o nim, bo kiedy zobaczyłam
ten wywiad w Gazecie, jedyne, na czym mogłam się skoncentrować, był portret. Kawa i papierosy – ten stereotyp artystyczny powinien mnie odrzucić, ale jakoś tak się nie stało. Cały czas patrzyłam na twarz pisarza – niby to zasłoniętą ręką, a jednak bardzo dobrze widoczną.
Potem kupiłam magazyn kulinarny
Smak (szata graficzna magazynu zasługuje na więcej uwagi, niż mogę jej tu poświęcić). Otwieram, szukam przepisów, a tam Twardoch. (Ma się w tym miejscu ochotę opowiedzieć dowcip o Leninie.) I znów – świetne fotografie pisarza.
I kiedy przeglądałam dziś zrobione ostatnio zdjęcia, moją uwagę zwróciły te dwa portrety. Mam wrażenie, że gdzieś siedzą we mnie te zdjęcia ze Smaku i próbują mnie zmusić, żebym zrobiła coś podobnego.
Zapraszka do Gliwic, możesz zrobić zdjęcie samemu Twardochowi przy kawie!
OdpowiedzUsuńto znak :)
OdpowiedzUsuń