A struggle for a simpler life captured with a camera

wtorek, 25 lutego 2014

, ,

Backstage

Wydawałoby się, że jestem z natury stworzeniem leniwym, ale daj mi więcej niż dwa dni wolnego, a już zacznę coś organizować, robić projekty, wymyślać sobie zajęcia. Niektóre z tych zajęć bardzo lubię, na przykład fotografowanie, i chętnie się nimi zajmuję, kiedy tylko większe ilości wolnego czasu pojawiają się na horyzoncie. Ale czasem trudno się zmotywować do wyjścia z domu. Porobiłabym zdjęcia, ale światło takie brzydkie. Wyszłabym na spacer, ale mam zakwasy. I wtedy dobrze mieć motywator. Albo kogoś, kto motywuje.

Mnie motywuje Gosia. Co jakiś czas spotykamy się, żeby zrobić zdjęcia na jej bloga. Zwykle do dyspozycji mamy tylko weekendy (zima nie jest łaskawa, jeśli chodzi o długość dnia, więc przy pracy do 17.00 i słońcu zachodzącym przed 18.00 nie ma co marzyć o popołudniowych zdjęciach), więc kiedy uda się już zgrać grafiki, to nie ma wymówek, trzeba korzystać z okazji. Zwykle zmuszę się już wtedy, żeby wyjść trochę wcześniej, poszukać po drodze kadrów, może zrobić kilka zdjęć dla siebie. Potrzebuję więcej takich motywatorów.

Ważna jest jeszcze jedna rzecz: między motywacją a presją jest spora różnica. Ta pierwsza zachęca do robienia rzeczy, ta druga wisi nad człowiekiem jak topór i wywołuje niechęć. Deadline, narzucony grafik, obietnica – to wcale nie pomaga. Znacznie bardziej lubię „zróbmy razem coś fajnego”.

2 komentarze:

  1. uwielbiam - haha ja takze na zdjecia mam glownie weekendy :) i to tez spora motywacja bo czasem nic tylko bym spała i spała klne czasem w duchu ale potem ciesze sie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. The "Flower Lady" photos on the Curly-Affairs blog are incredible. Bravo Karina!

    OdpowiedzUsuń

Search This Blog